Te pralinki to był całkowity spontan. Właściwie zaczęło się od jednej dyni - tej najzwyklejszej, najbardziej powszechnej. Nigdy jeszcze nie miałam okazji jej spróbować, bo w sklepach trafiałam na same potężne okazy aż do niedawna - kilo trzysta, najmniejsza jaka była. Postanowiłam, że kupię i spróbuję ją wykorzystać, a jednocześnie dowiem się w końcu jak smakuje.
No i w sumie co - kupiłam, spróbowałam, wykorzystałam. I wracam do hokkaido, nadal wierna (: Fakt, że taka dynia ma sama w sobie smak dosyć mdły, ale wszystko, co z niej powstało wyszło bardzo smaczne, choć nieco mało dyniowe, dlatego cóż - warto było spróbować, ale wszystko co zrobię jako następne, zrobię z hokkaido, bo wiem, że będą o wiele lepsze.
Poniższe pralinki powstały z czegoś na zasadzie 'cookie dough', czyli miękkiej ciasteczkowej masy do zjedzenia na surowo, ale bez żadnych tego konsekwencji. Wy też lubicie surowe ciasto? Bo ja zawsze wygrzebuję resztki z misek podczas pieczenia :D
SKŁADNIKI:
(ok 20 sztuk)
- ok 6 świeżych daktyli bez pestek
- 1/3 szklanki masła z dowolnych orzechów/nasion*
- 1/2 szklanki puree z pieczonej dyni
- szczypta cynamonu
- szczypta wanilii
- opcjonalnie kurkuma
- garstka ziarenek surowego kakao
- ok 6 łyżeczek mąki kokosowej
+ polewa:
- ok 100g gorzkiej czekolady
- płaska łyżka oleju kokosowego
Daktyle
zblendować na pastę. Jeśli są zbyt suche, należy dodać odrobinę wody,
jeśli zaś wybraliście daktyle suszone, należy je uprzednio namoczyć w
niewielkiej ilości wody. Pastę daktylową połączyć z resztą składników
prócz mąki i ziarenek zblendować na jednolitą masę. Na końcu dodawać po
odrobinie mąki do uzyskania bardziej spójnej konsystencji, jednak masa
ma pozostać względnie miękka. Wmieszać ziarenka kakao i schłodzić w
zamrażarce na 20-30 minut.
W tym czasie rozpuścić w kąpieli parowej czekoladę wraz z olejem kokosowym i ostudzić.
Z
gotowej masy formować delikatnie kulki, koniecznie używając do tego
gumowych rękawiczek [masa się bardzo klei, ale w tym rzecz]. Kulki
układać na folii lub drobnej kratce do studzenia potraw, a następnie
każdą kolejno oblewać czekoladą.
Ponownie odstawić do schłodzenia.
UWAGI:
- Jak przystało na cookie dough, masa jest miękka. Bardzo miękka. Kluczowymi są tu dwa szczegóły. Pierwszy to schłodzenie masy w zamrażarce [ale uwaga, żeby nie zamrozić!], a drugi to również wyżej wspomniane gumowe rękawiczki - takie cienkie jednorazówki. Myślę, że bez tego nie da rady stworzyć niczego. Można oczywiście dodać więcej mąki, ale otrzymacie tylko duszącą kokosową papkę - nie warto.
- Zagęścić masę można również zmielonymi na pył orzechami, nerkowce powinny być najbardziej neutralne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
3 komentarze:
Zjadłabym :D
Oj, już mi ślinka cieknie! Kocham takie słodkości :)
http://rankiemwszystkolepsze.blogspot.com/
urocze)))
Prześlij komentarz