27 wrz 2014

Cukiniowe spaghetti z sosem z dynii i chrupiącym boczkiem

Pół dyni już za nami, pora na przepis obiadowy.
Jak już prawdopodobnie kiedyś pisałam , na dietę bezglutenową przeszłam z dnia na dzień nie robiąc żadnych wyjątków. Jednego konkretnego dnia odstawiłam każdego rodzaju bułki, ciasta, ukochane niegdyś rogaliki, ciasto francuskie i oczywiście - makaron. Jeden z bardziej lubianych przeze mnie glutenowych produktów. O dziwo i za nim jakoś nie było mi tęskno, w końcu paleo dało mi tak szeroki wbrew temu, co kiedyś myślałam wachlarz możliwości, że przestałam o nim myśleć i nawet nie ugięłam się na namowy lubego o zjedzenie bezglutenowego makaronu, który kupiłam gdzieś w zeszłym roku. Makaron siedzi zamknięty w słoju i ma się dobrze, niech lub zje (:

Co mnie cieszy przeogromnie, w końcu udało mi się przestać planować zakup, a po prostu kupić tarkę do warzyw. Mała cudeńko kosztowało jedynie 15zł, z jednej strony obiera warzywa, z drugiej za jednym pociągnięciem tworzy kilka nitek warzywnego spaghetti. A więc kupno spiralizatora odkładam na kiedyś tam, bo jak okazuje się, takie maleństwo zdaje swój egzamin celująco, a kosztuje dokładnie dziesięć razy mnie. Cudownie (:

Drugą połówkę dyni postanowiłam wykorzystać jako bazę do sosu. Przygotowanie, jeśli mamy upieczoną dynię, trwa dosłownie chwilę. Mnie dodatkowo zachwyca fakt, że całkowicie przypadkowo całe danie smakuje jak okrutnie niezdrowe i tuczące spaghetti przygotowywane lata temu przez mojego chłopaka. Mimo, że jedynym wspólnym mianownikiem obu przepisów jest smażony boczek. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że starczyło na dość obfity obiad i jeszcze będę się rozkoszowała resztką na kolację (:




SKŁADNIKI:
(2 niewielkie porcje, lub jedna duża i jedna mała)
- pół upieczonej dyni piżmowej >KLIK<*
- 1 duża cukinia [moja miała ok 30cm długości]**
- wędzony boczek, ilośćdowolna
- pieczarki [u mnie ok 7 niewielkich]
- sól, tymianek, kurkuma
- opcjonalnie - masło

Boczek pokroić w grube plastry, a następnie każdy plaster skroić w kostkę i przełożyć do rondelka ustawionego na niewielkim płomieniu i smażyć. W tym czasie umyć pieczarki i pokroić je w ćwiartki. Kiedy boczek będzie już dobrze zesmażony, dorzucić pieczarki i smażyć chwilę wszystko razem.
Do oddzielnego rondelka wydrążyć miąższ z dyni, zblendować na jednolitą masę, a następnie doprawić solą, tymiankiem i kurkumą do smaku. Następnie doprawioną masę przelać do rondelka ze skwierczącym boczkiem i pieczarkami. Oczywiście tłuszczu spod boczku się nie pozbywamy! (:
Wymieszać do połączenia się składników, w razie potrzeby ponownie doprawić, dodać odrobinę masła.
Cukinię wyszorować dokładnie, a następnie zetrzeć na tarce przeciągając ostrza od początku do końca cukinii, tak, aby uzyskać jak najdłuższe nitki. Posolić i gotować na parze ok 3 minuty. Po tym czasie delikatnie zamieszać, aby dolna warstwa ugotowanej już cukinii znalazła się na wierzchu, a pod spodem jeszcze surowe nitki. Gotować kolejne 3 minuty, po czym zdjąć z palnika.

Tak wygląda mały bohater dzisiejszego wpisu i jego dzieło:





* dynię przed pieczeniem oprószyłam solą i obłożyłam cieniutkimi wiórkami masła
** warto wybrać jak najdłuższą cukinię - wtedy nasze nitki są długości takiej samej, a nawet dłuższe niż te z makaronu

Dynia na słodko i słono

"Paleowsianka" dyniowo kokosowa, idealna na śniadanie

Dynię piżmową kupiłam pierwszy raz w życiu gdzieś w lipcu tego roku. Wstyd przyznać, ale przeleżała zachomikowana w kuchni aż do dziś. Długo czekała na swoją premierę, bo wciąż podchodziłam do niej niepewnie i zawsze na drodze stawało coś. Brak pomysłu, pomysł na coś innego, brak ochoty i tak w kółko. Dynia przeżyła co dziś zachowując się w rewelacyjnym stanie, a że do całego warzywa zostałam zupełnie sama postanowiłam rozdzielić ją na dwa posiłki - obiad i śniadanie.
Wyszło lepiej niż przypuszczałam, co mnie cieszy, bo sezon na dynie w sklepach pełną parą, a dodając do tego żywotność  tego warzywa, co jest niebywałą zaletą w momencie diety bazującej na warzywach, które nie mają konkretnego terminu ważności - dynia zagości u mnie jeszcze nieraz (:

Na pierwszy rzut poszła słodka owsianka - bez cukru i bez owsa, całkowicie paleo, zgodna z protokołem autoimmunologicznym* [na którym wytrzymuję już czwarty tydzień! (: ].



SKŁADNIKI:
- 1/2 dyni piżmowej
- cynamon
- masło
- ok 100ml mleka kokosowego, lub dowolna ilość [na odpowiednią konsystencję]
- łyżeczka mąki kokosowej [nie jest wymagana]
- kilka łyżeczek [4-5] wiórków kokosowych
- płatki/chipsy kokosowe do przybrania
- ksylitol lub inny słodzik [opcjonalnie]

Na zdjęciu poniżej widać całą dynię, przekrojoną wzdłuż i wydrążoną. Pierwsza połówka, ta z brzegu, to połówka śniadaniowa. Tą właśnie posypałam cynamonem i poukładałam na wierzchu cieniutkie ścinki masła.
Obie dynie piekłam na blasze wyłożonej folią aluminiową w 200 stopniach przez ok 30-40 minut. Miąższ musi być miękki, widelec ma wchodzić w niego bez oporów.



Upieczoną dynię przekładamy na deskę i od razu wydrążamy miąższ przekładając go do oddzielnego rondelka. Dynia do tego nie musi być ostudzona, bo w końcu zależy nam na ciepłym posiłku, jednak całość można i tak w późniejszym czasie podgrzać.
Do rondelka dodajemy mleko kokosowe oraz mąkę i miksujemy na jednolitą masę. Następnie dodajemy wiórki kokosowe, mieszamy dokładnie i teraz można doprawiać według smaku - więcej cynamonu, ksylitol, ewentualnie szczypta soli dla podniesienia smaku. W razie potrzeby stawiamy rondelek na niewielkim ogniu i podgrzewamy. W tym samym czasie  można uprażyć na suchej patelni garstkę płatków kokosowych do posypania.
Ciepłą "owsiankę" przekładamy do miseczki, posypujemy płatkami i jemy ze smakiem ** (:

* w związku z kolejnymi restrykcjami w diecie powstał specjalny TAG zawierający przepisy zgodne z protokołem autoimmunologicznym, ale także  wykluczający większość, lub chociaż część produktów z listy FODMAP - myślę, że t en tag zainteresuje wszystkich borykających się z problemami trawiennymi i/lub chorobami autoimmunologicznymi
** ja na wierzchu ułożyłam jeszcze kilka płatków ziemnego masła i ponownie posypałam lekko cynamonem.




Dynia na słodko i słono

23 wrz 2014

Paleo lunchbox - sałatki

Przechodzenie na paleo mimo, że wyszło u mnie dość naturalnie [i w pewnym sensie nieświadomie, bo nawet nie wiem, w którym momencie moja dieta stała się paleo] krok po kroku wymuszało na mnie większego przykładania uwagi do tego, co zjem w pracy. Krok po kroku musiałam nauczyć się planowania posiłków tak, aby nie zaliczyć wpadki.
Wszyscy, z którymi na co dzień mam do czynienia mają sprawę ułatwioną. Przygotowanie przeciętnej kanapki nie wymaga wielkiego zaangażowania, a w razie potrzeby zawsze można wyskoczyć do pobliskiego sklepu czy bufetu, albo klasycznie - zamówić do pracy pizzę, co jak wiadomo w przypadku paleo odpada.
Stopniowe poświęcanie coraz większej ilości swojego wolnego czasu diecie rodziło z dnia na dzień coraz większe frustracje. Trzeba było nauczyć się nowej organizacji czasu, planowania posiłków, rozplanowywania użycia poszczególnych składników tak, aby zostały w zupełności wykorzystane, żeby nic się nie zepsuło - niestety przetworzona i wysokoprzetworzona żywność mają konkretne  terminy spożycia, zazwyczaj długie bądź.. bardzo długie. Warzywa i owoce nie poddają się tej zasadzie, jest to zaskakujące jak szybko potrafią się podstępnie zepsuć (;
Także w okresie letnim górowały sałatki i choć już jesień i powoli zbliża się czas mięsa i duszonych warzyw, wciąż jeszcze zostaję przy świeżych warzywach - póki są, bo czekają nas długie tygodnie wielkich ograniczeń, jeśli nie zdążymy tej świeżości upchnąć w słoiki na czas (:

Poniżej zestawienie kilku przykładowych sałatek do upchnięcia w pojemniku.



1.


gotowany brokuł, pomidor, jajko, polecam z dodatkiem suszonych pomidorów z oleju. dla jedzących nabiał dobrym dodatkiem jest feta bądź mozarella


2.
 


mix sałat z sałatą lodową, smażony/gotowany kurczak, pomidory, oliwki, pieczarki + winegret, sezam



3.


podobny zestaw jak w przypadku sałatki numer 2, jednak tutaj zamiast kurczaka króluje tuńczyk z puszki, nie ma pieczarek, za to są ogórki kiszone oraz czarnuszka, jedna z moich ulubionych przypraw (;



4.



ekspresowy mix - dwa jajka, pomidorki koktajlowe i kiszone ogórki + majonez dla zwiększenia energetyki [tak, wiem, że majonez nie jest paleo, ale mam do niego słabość (; ]



5.




sałatka nie-paleo, bo z tofu. zarówno tofu jak i samej soi nie jadam, ale zdarzyło mi się kupić na próbę. osobiście wolę mięso, ale jeśli ktoś gustuje w tofu, to marynowane i smażone jest całkiem w porządku i nawet syci.
mix sałat [uwielbiam mixy], pomidory świeże oraz suszone, oliwki, sezam, czarnuszka i klasycznie winegret [zawsze z dużą ilością czosnku]




6.


Na koniec moja ulubiona sałatka. Coś, co w różnych kombinacjach powtarzam tak często, jak to możliwe, czasem nawet jako weekendowe śniadanie. Awokado skąpane w winegrecie to poezja po prostu (
awokado, smażona kiełbasa krótka bez E, smażone pieczarki, oliwki, pomidory koktajlowe, winegret + suszone pomidory, pestki dyni i sezam [na zdjęciu z plastrem camemberta jako oznaka małej słabości, ale normalnie sałatka występuje bez niego]


Oczywiście sałatki mogą stanowić także świetną alternatywę na  drugie śniadanie dla dziecka (;

Szkolne śniadania

18 wrz 2014

Gryczane ciasto z truskawkami - bez glutenu i bez nabiału

Mała modyfikacja ciasta z minionego tygodnia. Baza ta sama, kiwi zamienione na truskawki, a żeby było równie kwaskowato i wilgotno całość nasączyłam słodko kwaśnym syropem z cytryny (:
Dziś zdecydowanie nieidealnie - zdjęcia są niebieskie. Ale to nic, można powiedzieć, że kolorystycznie stanowią dobry kontrast dla czerwienie truskawek :D


SKŁADNIKI:
- 3 jajka
- 2/3 szklanki brązowego cukru [w tą ilość wchodzi też opakowanie cukru waniliowego]
- 3/4 szklanki oleju
- 2 łyżeczki pasty waniliowej
- 175g mąki gryczanej*
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 150g truskawek, umytych i pokrojonych

POLEWA:
- sok wyciśnięty z jednej cytryny
- łyżeczka lub dwie startej skórki z pomarańczy [ale może być też użyta wcześniej cytryna lub limonka]
- cukier puder do smaku**
- garść płatków migdałowych

Zaczynam od cukru, który mielę w młynku do mielenia kawy. Nie jest to konieczne, jednak brązowy cukier po zmieleniu uwalnia wspaniały zapach i smak. W ilości 2/3 szklanki cukru [u mnie wyszło nieco mniej i dobrze] znalazła się też kopiasta łyżka ciemnego muscovado.
Tak przygotowany cukier miksuję z jajkami na jednolitą masę, dolewając następnie olej oraz pastę waniliową.
Do gotowej masy wsypuję mąkę z proszkiem i solą, mieszam delikatnie do połączenia się składników, a następnie dalej miksuję, żeby rozbić resztę grudek. Następnie wrzucam pokrojone truskawki i mieszam – na tyle delikatnie, aby nie rozgnieść owoców, jednak wystarczająco stanowczo, aby całość dobrze została oblepiona przez ciasto. Jeżeli kilka owoców się rozgniecie tym lepiej – smak truskawek lepiej się rozejdzie.
Sama zastanawiałam się, czy jak w wersji z kiwi, nie zmiksować kilku, ale jednak zrobiłam tak jak w opisie.
Gotowe ciasto przelać do niewielkiej keksówki, wysmarowanej tłuszczem i wysypanej otrębami, lub wyłożonej papierem do pieczenia. Ciasto nie przywiera zbyt mocno, dlatego jeśli foremka jest sylikonowa, wystarczy tylko lekko natłuścić.
Piec ok 45 minut w 175 stopniach, do suchego patyczka.

Kiedy ciasto jest w piekarniku, przygotowujemy cytrusowy poncz. Do soku wyciśniętego z cytryny wetrzeć skórkę z pomarańczy, robiąc to najlepiej przez folię gospodarczą. Wymieszać dokładnie do uzyskania w miarę jednolitego płynu, następnie po odrobinie dosładzać cukrem, tak, aby kwas nie powodował grymasu, ale też żeby nie przesłodzić – smak musi być zdecydowany.
Migdały wysypać na rozgrzaną suchą patelnię i prażyć do lekkiego zrumienienia uważając, aby ich nie przypalić.
Upieczone ciasto nakłuwać cienki patyczkiem [świetnie sprawdzają się szpilki do rolad] a następnie zalewać każdy otwór sokiem. Nie będzie to zbytnio trudne gdyż jak widać – ciasto pęka w wielu miejscach dając nam pole do popisu. Wilgotne ciasto posypać uprażonymi migdałami.

UWAGI:
* - nie wszędzie to piszę, ale mąką gryczaną oczywiście można zamienić na inną, jednak w zależności od grubości przemiału każda mąka potrzebuje mniej - dla mniejszego i więcej dla większego przemiału ilości płynów.
** - cukier jakiego użyłam do soku to także brązowy cukier puder. kompletnie nie ma porównania w smaku pomiędzy tym, a białym cukrem.
- jeżeli zdecydujesz się polać ciasto czekoladą, także polecam robić to nakłuwając ciasto i zalewając powstałe dziurki. Czekolada dostanie się do środka (:





8 wrz 2014

Gryczane ciasto z kiwi - bez glutenu i bez nabiału

Dziś mija dokładnie tydzień od pierwszego dnia mojej nowej diety. Z samego paleo przeniosłam się o poziom wyżej, czyli coś, z czym od dawna się liczyłam, czyli na protokół autoimmunologiczny. Mój protokół jest dodatkowo o tyle bardziej skomplikowany, że wyklucza listę FODMAP. Na szczęście wolno mi awokado, czy brokuła, więc jeszcze nie jest tak tragicznie.
Do czego zmierzam - mimo dni wolnych od pracy moje posiłki są bardzo skromne, niewiele czasu spędzam w kuchni, mało się bawię, bo i mam niewielkie pole do popisu. Na ten temat zamierzam jeszcze zrobić oddzielny wpis za jakiś czas, może raczej zestawienia kilku posiłków w jednym poście, a w międzyczasie przeglądam zdjęcia starych przepisów i oto wpadł mi w ręce przepis na ciasto, które robiłam chyba tylko raz, a trochę szkoda, bo jest świetne. Odpowiednio słodkie z przewijającym się kwaskowatym posmakiem kiwi, a przede wszystkim, co wprost uwielbiam - idealnie wilgotne i polane czekoladą.


SKŁADNIKI:

Ciasto:
- 3 jajka
- niecała szklanka cukru [u mnie coś ponad 2/3 w tym całe opakowanie cukru wanilinowego]
- 3/4 szklanki oleju rzepakowego
- niecała łyżka pasty waniliowej
- 175g mąki - u mnie gryczana drobnomielona, choć podstawa była na białej
- 2 płaskie łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 3 owoce kiwi
- masło do wysmarowania formy

Polewa:
- 1 tabliczka białej czekolady
- kilka łyżek śmietany kremówki
- 1/2 tabliczki mlecznej czekolady


Jajka ubić z cukrami na puszystą jasną masę, dolać olej i pastę waniliową, zmiksować. Dodać mąkę wymieszaną z solą i proszkiem do pieczenia, wymieszać delikatnie łyżką do połączenia i dalej miksować. Dodać jedno z dwóch obranych i pokrojonych w kostkę owoców kiwi [właściwie zamiast się męczyć z obieraniem, wystarczy przekroić owoce na pół i wydrążyć dokładnie łyżką] i zmiksować. Jeśli chcemy zrobić to dokładnie, wygodniej będzie użyć blendera. Drugi owoc kiwi wrzucić do gotowej masy i już bez miksowania wymieszać łyżką.
Gotową masę wlać do niewielkiej keksówki uprzednio natłuszczonej olejem i wysypanej - u mnie zarodkami. Piec ok 50 minut w 175 stopniach.

Jeśli chodzi o polewę - ja niestety trochę się przy cieście spieszyłam i pokarało mnie. Miało być czekoladowe ganache, ale w końcu zamiast wlewać czekoladę do ubitej śmietany polałam ciasto czekoladą z nieubitą śmietaną i strasznie tego pożałowałam.






Przepis na ciasto jest inspiracją przepisu na ciasto orkiszowe z kiwi z bloga reCOOKIN'

6 wrz 2014

Album dla Marzeny i Bartka

Dostałam dziś informację, że album, który niedawno robiłam na zamówienie dotarł cały i zdrowy. Mogę się więc bez obaw o zepsucie niespodzianki pochwalić szerszemu gronu.
W takim razie oto i on (:













5 wrz 2014

Snickers - karmelowy sernik na spodzie brownie

W czasach, kiedy jeszcze zdarzało mi się pomiędzy jednym a drugim razowcem używać białej mąki i cukru zawsze śliniłam się do wypieków czy deserów, typowych bomb kalorycznych – z karmelowym sosem czy czekoladą. Niestety [a może i stety?] w moim domu rzadko kiedy jadało się w ten sposób, dlatego pieczenie całego ciasta trochę mijało się z celem, a trochę też bywało niebezpieczne – mając jeden kawałek można zjeść jeden kawałek, ale jak tu nie ulec pokusie, kiedy w kuchni stoi całe wielkie ciasto lub blacha pełna ciasteczek? Niemożliwe (; Dlatego też zawsze z bólem serca powstrzymywałam się z takimi szaleństwami i kombinowałam jedynie na większe spędy rodzinne, które niestety są u nas rzadkością.
Dlatego też w momencie, kiedy w domu miało się znaleźć na raz, i to przez kilka dni łącznie sześć dorosłych gęb chętnych na dobre ciasto, nie mogłam nie zaszaleć i nie przygotować czegoś okrutnie słodkiego i okrutnie kalorycznego. A połączenie ser-czekolada-masło orzechowe-słony karmel to po prostu niebo w gębie, coś cudownego. A że wyszło tak słodkie, że po jednym kęsie każdy miał dość? Who cares? I tak się zjadło i to ze smakiem, choć jak podałam w przepisie – naprawdę polecam zredukować słodycz masy serowej, mając na uwadze wierzchnią warstwę batoników i sosu karmelowego. Nawet nieco wytrawny spód brownie może nie uratować sytuacji (;

Przepis na spód został zapożyczony ze strony mojewypieki.pl, nieco zmodernizowany [odjęłam cukru], natomiast masa serowa to luźna inspiracja kilkoma napotkanymi przeze mnie przepisami.

 

SKŁADNIKI:

spód brownie:
- 115g masła
- 100g gorzkiej czekolady
- 2/3 szklanki cukru
- 2 jajka
- 115g mąki pszennej

Czekoladę rozpuścić z masłem w rondelku ciągle mieszając aż do połączenia składników i uzyskania gęstego sosu czekoladowego, odstawić do przestudzenia. Może pozostać ciepła, jednak nie gorąca.
W tym czasie ubić jaja z cukrem, trwa to kilka minut. Kiedy masa zrobi się jasna i puszysta ciągle mieszając na niewielkich obrotach dolewać powoli przestudzoną czekoladę. Następnie do całości wmieszać mąkę.
Tak przygotowane ciasto przelać do wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy o średnicy 22cm. Piec ok 25 minut w 180 stopniach.

masa serowa:
- 250g kremowego serka [u mnie Emilki] lub trzykrotnie zmielonego twarogu
- 250ml śmietany kremówki ubitej na bitą śmietanę
- ½ szklanki kremowego masła orzechowego
- 1-2 łyżki ekstraktu waniliowego
- ¾ szklanki cukru [polecam  2/3]
- 1 szklanka batonów Snickers pokrojonych w plasterki

sos karmelowy:
- masa krówkowa [ok 3 łyżek]*
- odrobina kremówki
- sól do smaku

Wszystkie składniki prócz bitej śmietany oraz batoników zmiksować na wolnych obrotach na jednolitą masę, delikatnie, tak, aby jej zbytnio nie napowietrzyć. Następnie wmieszać również delikatnie bitą śmietanę [dla pewności do ubijania można dodać odrobinę śmietan fixu], przełożyć masę serową na całkowicie ostudzony spód brownie i posypać batonikami.
Schłodzić w lodówce, najlepiej na całą noc.

Przygotowanie sosu jest bardzo łatwe, jeżeli tylko ma się pod ręką masę krówkową. Ja akurat miałam napoczętą, więc nie było to żadnym problemem – wystarczy w rondelku na niewielkim ogniu podgrzać odrobinę masę i następnie dolewać śmietany do uzyskania pożądanej konsystencji oraz dosalać do smaku.
Jeśli nie mamy gotowej masy krówkowej wystarczy, że zamienimy ją na zwykły cukier. Cukier należy umieścić również w rondelku na niewielkim ogniu, podgrzewać nie mieszając aż nabierze złotobrązowej barwy, następnie wlać śmietanę, szybko wymieszać i resztę czynności powtórzyć jak w przypadku sosu na bazie masy krówkowej.








2 wrz 2014

Bułki razowe z ziarnami

Na blogu mały przestój z przepisami, co jest głównie spowodowane kolejną radykalną zmianą diety. Nie o tym zamierzam bloga prowadzić, więc nie będę się wdawała w szczegóły, nowych przepisów możliwe, że będzie niewiele przez najbliższy czas, choć będę stawała na głowie, aby tak jednak nie było. Zatem odkopuję folder ze zdjęciami starych dań i co my tu mamy? Dziś w propozycjach wyląduje gluten (: Coś, czego od dłuższego czasu nie jadam, jedzenia czego nie polecam nikomu, a do czego niestety czasem zdarzy mi się zatęsknić jak każdemu chyba - w końcu pszenica to rewelacyjny uzależniacz, łatwiej nam rzucić cukier niż świeżą bułkę, kromkę chleba z chrupiącą skórką, pizzę czy choćby makaron.
Tak więc dziś będą bułki razowe z dużą ilością ziaren, w propozycjach posmarowane pasztetem z soczewicy, który znajdzie się w następnym wpisie (:

Przepis dostałam od mojej Mamy, więc nie znam jego dokładnego pochodzenia, ale koniec końców i tak został zmodyfikowany pod moje preferencje.



SKŁADNIKI:
[ok 7-8 sztuk]

- 450g mieszanki mąk razowych [u mnie orkisz, gryka i żyto w różnych proporcjach, może być sama pszenna]
- 3 łyżeczki drożdży instant
- 2 łyżeczki cukru
- ok 300ml mleka
- 2 łyżeczki soli
- 1/4 kostki masła
+ 1 szklanka dowolnych ziaren [u mnie siemię lniane, słonecznik, pestki dyni] oraz rozmącone jajko i  te same ziarna do posypania bułek [ja dodatkowo niektóre obsypywałam surową kaszą jaglaną]


Wszystkie składniki umieścić w misie i wyrabiać ręcznie lub za pomocą miksera aż składniki połączą się w gładkie i elastyczne ciasto [ja swoje robiłam tylko na mikserze, całość zajęła ok 10 minut na wolnych obrotach]. Następnie przełożyć misę do mikrofalówki do wyrośnięcia ciasta. Mikrofalówką ustawiałam na termoobieg, 40 stopni, 40 minut. Etap z mikrofalówką można zastąpić odstawieniem misy z ciastem pod ściereczką w ciepłe miejsce. Po tym czasie wyjąć misę, uderzyć pięścią w wyrośnięte ciasto, a następnie formować bułki i układać każdą na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawić na kolejne 15 minut, a następnie posmarować jajkiem i obsypać wybranymi ziarnami.
Piec 15-20 minut w piekarniku nagrzanym do 220 stopni.

Bułki wychodzą kruche, ale nie przesadnie sypkie, swoją świeżość zachowują na długo, właściwie chyba im dłużej leżą tym są smaczniejsze.